Prace dalece okołobudowlane
Za Nami trzy dość pracowite dni. W czwartek na dobre pożegnaliśmy się z kilkoma drzewami owocowymi. Niestety zbyt mocno wchodziły na zarys domu i mógłby być problem z pracami budowlanymi i nie tylko
.
Załamani nie jesteśmy bo działeczka dzięki temu optycznie bardzo się powiększyła, a sad i tak będziemy przecież mieli. I to akurat przy wyjściu na taras :)
Dwa dni noszenia drzewa dało w kość ale i nakręciło sprężynę roboczą więc póki się kręciła kopałem w górze gruzu w poszukiwaniu cennych kamieni.
Ogólnie nie polecam nikomu takiej pracy jako roboty "na rozprostowanie kości". Efekt ? Mysłałem, że będzie gorzej... Dwie kupy kamienia i narazie brak planów na jego wykorzystanie. Reszta gruzu pójdzie w fundament.
Pamietacie jeszcze moją starą zniszoną studnię? Gdzieś w poprzednim wpisie jest nawet uwieczniona na zdjęciu. Postanowiłem w sobotę zabrać się za wydobywanie piękna z brzydoty. Cieśla ze mnie żaden a murarz tylko trochę gorszy niż cieśla, więc nie liczyłem na zbyt szybki i solidny efekt moich prac. W markecie budowlanym moja Żoncia "wyhaczyła" piękne otoczaki, którymi mam ów studnię wyłożyć. Podczas demontażu starych mechanizmów (część z nich zostanie jako swoiste retro art :P) zdemontował się w paru miejscach ostatni krąg - a zatem kolejne wyzwanie dla murarza - gawędziarza. A w zasadzie to nawet bardziej Gawędziarza - murarza. Kupiłem nawet wcześniej zaprawę, z dość poważnym zamiarem zmierzenia się z trudnościami. Po czym teściu mój stwierdził, że lepszy będzie klej do płytek niż zwykła zaprawa. Studnia dziś (niedziela) posiada pokrywę, część konstrukcji daszku, oraz okorowany i obity blachą wałek. Najbardziej podoba mi się właśnie rzeczony wałeczek :)